O Biegu Rzeźnika słyszałam wielokrotnie, że długi (80 km!), że męczący (w górę, w dół, w górę i zabawa od początku) i to bieszczadzkie błoto… No i wisienka na torcie -biegniesz z partnerem! Oj, nie korciło mnie. Aż któregoś grudniowego dnia telefon od kumpla i pytanie a właściwe stwierdzenie: „biegniemy razem rzeźnika”. Chwila na głębszy oddech i nie wiedząc co czynię odpowiadam: ‘właściwie czemu nie’. I w ten sposób wraz z Michałem znalazłam się na liście startowej XIX edycji BIEGU RZEŹNIKA.
Jest grudzień, bieg w czerwcu więc mam sporo czasu na przygotowania. Układam ambitny plan treningowy, z którego udaje mi się zrealizować… mniej niż połowę. Zaczynam się martwić, i to bardzo mocno, czy dam radę – limit czasu na bieg to 16 godzin. Michał ma doświadczenie, dla niego to już 6 bieg rzeźnika, a ja pierwszy raz na dystansie 80 km. Druga rzecz która spędza mi, i innym biegaczom, sen z powiek to pogoda – czy będzie padać. Jeżeli będą ulewy to wszystkie drogi zamienią się w płynące rzeki BŁOTA. Przemieszczanie się w takim błocie to prawdziwa udręka, każdy but zaczyna nagle ważyć po 5kg. Ostatnia szansa na ‘wymiganie’ się z biegu to … COVID, dzień przed wyjazdem robię test. Niestety, upragniona kreseczka nie pojawia się.
Do Cisnej przyjeżdżamy w środę 15 czerwca, start w piątek 17 czerwca. W czwartek kibicujemy Małgosi Grzeszczak na trasie Rzeźnickiego Maratonu (52 km), a ja w międzyczasie nerwowo przeglądam prognozy pogody. W czwartek wieczorem ostatni raz sprawdzam prognozę, ma nie padać, 18°C w ciągu dnia, lekkie zachmurzenie – idealna pogoda, idę spać trochę uspokojona. W nocy leje przez 3 godziny.
Start o 3 nad ranem w Komańczy, jeszcze jest ciemno ale już nie pada, włączamy czołówki, wszyscy wokół podekscytowani, towarzyskie pogaduchy. Na starcie 399 drużyn – jest nas spory tłum. Pierwsze 8 km całkiem lajtowo, szutrowe drogi, niezłe tempo, ale na tym koniec. Pozostałe 72 km to już ten prawdziwy bieszczadzki RZEŹNIK. Trasa z Komańczy do Cisnej wiedzie przez bieszczadzkie szczyty m. in. Wołosań (1071), Jasło (1153m n.p.m.), Okrąglik (1101m n.p.m.), Fereczatą (1102m n.p.m.), Paportna (1199m n.p.m.), Rabia Skała (1199m n.p.m.), Rosocha (1084), Hyrlata (1103 m n.p.m) i Rożki (943m n.p.m.). Po drodze 4 punkty żywieniowe, można coś przegryźć (ciepła zupa pomidorowa, naleśniki (lubię!), kabanosy, owoce itp.), uzupełnić zapas wody i dalej w drogę. Bieg jest trudny i to nie tylko ze względu na długość trasy, ale także na liczne podbiegi (jasne ;/) i zbiegi. Szczególnie ostatnie 10 km boli: już się prawie witasz z metą jak z gąską (jedyne (!) 10 km), a tu dwie ‘górki’ na pokonanie których my potrzebowaliśmy ponad 3 godzin. Jak to zauważył jeden z biegaczy: ‘te dwie górki to takie wisienki na ultrabiegowym torcie’. Organizator podaje, że całkowita suma przewyższeń wynosi ‘ok. 3730m’ ale zegarki biegaczy zgodnie podawały wartość zaczynającą się od cyfry 4 J. Na metę w Cisnej wbiegamy o 18:33 po ponad 15 godzinach spędzonych na bieszczadzkich szlakach, sczochrani ale w wyśmienitych humorach.
To był mój pierwszy RZEŹNIK, dopisała pogoda, kumpel nie zostawił mnie w lesie, i wytrzymały moje ‘czwórki’. A za rok … hmmm … szukam partnera, ktoś chętny? Casting w sierpniu, treningi od września 🙂
Beata Schmidt
Fot. Archiwum prywatne Beaty Schmidt
Fot. Bartosz Konopka / Zwiedzanie przez bieganie